niedziela, 27 września 2009

Memories are black

modelka, makijaż: Kaha, fot.: Mariusz "Marchewa" Marchlewicz

Fotograficznie
Z kolejną sesją zbliżamy się powoli do współczesności ;) Na zdjęciu Kaha na sesji, gdybyło jeszcze zupełnie ciepło. Sesja bardzo udana, mimo, że podłoga od farby był śliska jak lodowisko. Poza na zdjęciu jest przypadkowym efektem małego poślizgu i upadku - ale przyznać muszę, że efektem niespodziewanie dobrym :) Najważniejsza była kamienna twarz modelki tuż po upadku - gdyby nie ona, ujęcie by się nie udało :)
A sama sesja jest drugą do tryptyku, który sobie jeszcze na początku roku zaplanowałem. Dobre wieści są takie, że pod wpływem dosyć nagłego pomysłu powstała też już i trzecia sesja z tej serii, więc w niedługim czasie złożę ten nieszczęsny tryptyk który mnie męczy od 100 lat, jak wiecznie odwlekane katharsis.
Męczy mnie tylko to w jakiej kolejności wszystko pokazywać, czy tryptyk wrzucić poza kolejnością, czy też miałby czekać na wszystkie zdjęcia które zrobiłem na sesjach wcześniej. Męczy mnie też to, że wszystkie zdjęcia które zrobię, już po sesji przechodzą tyle faz odnośnie mojego odczucia co do nich. Na początku najczęściej jest zadowolenie, czasami nawet lekka euforia z powodu udanych zdjęć. Potem odczekuję, żeby przejrzeć je na spokojnie. Wtedy zazwyczaj podobają mi się trochę mniej, ale za to jestem bardziej obiektywny i potrafię bardziej sensownie i metodycznie wybrać najlepsze zdjęcia do pokazania. Potem czasem mam dalszy spadek zadowolenia, po to, by po dłuuuższym czasie odkryć zdjęcia na nowo, i zachwycić się nimi po raz kolejny, odkrywając w nich jeszcze coś innego niż widziałem na samym początku. Potem pozostaje już chyba tylko plateau, z lekką tendencją spadkową, kiedy uczę się co mogłem zrobić lepiej i jakie błędy popełniłem. Skomplikowany proces. Chyba lepiej bym zrobił ze swoim życiem, gdybym został np hutnikiem ;) Miałbym mniej śmiesznie sztucznych dylematów ;)

Muzycznie




Znowu Soap&Skin. "The Sun" tym razem, ciągle z pierwszego i jedynego albumu. Ciekawe kiedy następny się pojawi.

wtorek, 8 września 2009

Living on the Edge of the Cage


modelka: Kinga, mua: Marta Kłopotowska
Fotograficznie
Ok, obiecuję to już ostatni raz ta seria z Kingą, bo pewnie się monotonnie zrobiło. Widać tylko, że ciężka sesja z kłującym drutem jak najbardziej się opłacała bo przyniosła świetne rezultaty. Ilość zdjęć, pewnie też dowodzi, że taki minimalizm najbardziej mi pasuje, z czego właśnie teraz zdałem sobie sprawę :) Szczęście, że kolejna seria będzie podobna. Właściwie zdjęcia z Kingą i następne, które dopiero pokażę miały być częścią tryptyka, jednak jak na razie się okazało, jest jedynie dyptyk. Trzeciej sesji zabrakło. Może jesień coś nowego wniesie w tej materii.
Sesje do kalendarza Vojaka Svejka idą dobrym torem, niemal połowa już za mną, a rezultaty co najmniej interesujące. Strasznie mnie denerwuje, kiedy zdjęcia wychodzą zupełnie inaczej niż planuje, ale z drugiej strony są przez to interesujące - bo jest w nich zdecydowanie więcej niż moja skromna wyobraźnia byłaby w stanie wnieść.
Oprócz kalendarza ruszyłem też ostro z sesjami dla siebie samego, czyli robię to z czym obijałem się strasznie przez duuużą część roku.

Muzycznie



Miałem wrzucić the Passanger, ale przecież to wszyscy znają... więc wybrałem inny hicior Iggy Popa - Livin' on the Edge of the Night. Ehh ten refren, takiej muzyki już nikt teraz nie robi...